2017-04-20

Andrzej Wołosewicz

Dlaczego Grzegorz Trochimczuk nie ma racji, czyli po kiego wała władzy literatura

Mój Kolega, którego cenię za niespożytą energię coraz to nowych inicjatyw napisał był, że w literaturze konieczne są radykalne zmiany lub nowe otwarcie. Jeżeli dobrze zrozumiałem Jego intencje, apeluje On o pomoc LITERATURZE, jak mniemam oczekując jej od tych, którzy mają stosowne środki i są politycznie i społecznie odpowiedzialni za CAŁOKSZTAŁT KULTURY w tym literatury. Po szczegóły proszę sięgnąć do tekstu Grzegorza. Głównie pomocy Grzegorz wypatruje od WŁADZ wszelakich. Słusznie, bo prywatni sponsorzy kultury są zależni od siebie, od swego „widzimisię” a PAŃSTWOWI dysponują naszą kasą, czyli budżetem. Do tej pory wszystko się zgadza, ale dalej już nie. Dlaczego?

Państwowe wspieranie literatury ma dwie podstawowe wady:

  1. Zawsze stacza się w ideologię promując „swoich”. Za komuny sprowadzało się to do cenzury i „Zapisów” na nie swoich, teraz, gdy „zapisów” nie da się otwarcie stosować robi się to w białych rękawiczkach dzieląc odpowiednio to, co na kulturę czy literaturę ma się do podzielenia i
  2. Pomoc literaturze (i kulturze) jest na końcu społecznego łańcucha pokarmowego – ze względów politycznych nigdy nie będzie tak, przy przykrótkiej kołdrze finansowych możliwości budżetu, że znajd się pieniądze na pomoc literaturze a miałoby ich zabraknąć na symbolicznie pisząc dowolne 500+.

Rachunek ekonomiczno-polityczny jest i był prostacko prosty: dajemy na to, co przynosi profity polityczne wedle kalendarza wyborczego, czyli tu i teraz, już, natychmiast, bo – jak od Kanta już wiemy – władzę sprawuje się dla… utrzymania władzy! Tak jej (władzy) logika, a te wszystkie odwołania do wartości, rozwoju, perspektyw to zwykłe frazesy wyborcze. I to nie jest cynizm (z mojej strony), trzeba tylko bez emocji przyjrzeć się dowolnej władzy dowolnego szczebla. I oczywiście nic tu nie zmienia namiętne przypominanie, że władza „daje’ nasze pieniądze a nie jakieś mityczne własne. Dlatego na literaturę a już tym bardziej na literatów żadna władza nie da, dokładnie tak, jak w starym dowcipie: jak władza mówi, że nie da, to nie da a jak mówi, że da, to mówi.

Co nam pozostaje? Niewiele.

Najpierw to, że nikt nam nie zabrania pisać.

Po wtóre to, co propagują młodzi – a wiem to z rozmów z nimi – że trzeba pchać się na każdy afisz, np. do antologii, nawet złych, bo to od antologii zaczyna się, jeśli w ogóle się zaczyna, penetrowanie przestrzeni literackiej. Jak ktoś potrafi, niech się pcha. Ja np. nie chcę być w antologiach, które są słabe, bo miejsca w nich najzwyczajniej się kupuje, potem dorabia się ideologię, że jednak są wartościowe , że mimo zróżnicowanego poziomu itd. Da się? Da się. Można? Można. Ja dziękuję, nie korzystam.

Po trzecie zmiana podejścia na następujące: literatura to pasja, która prócz bólu głowy i nagniotków na rękach zbyt wielu profitów ni e przynosi. To pasja, do której się dopłaca. Ja nie musiałem swego nastawienia zmieniać, bo od zawsze

Miałem takie właśnie, że wiele rzeczy, które lubię, w tym literaturę, to tylko drogie hobby, drogie w tym sensie, że zabiera czas potrzebny na zarabianie na codzienne przeżycie. Ale sobie z tym radzę. Innymi słowy warto dopasować się do żaren, na których ten świat nas miele, lecz samych żaren nie zmienimy. I nie ma to nic wspólnego z konformizmem, rezygnacją z wyznawanych wartości – proszę mi tego nie wmawiać. W wymiarze indywidualnym realizuję swoje literackie pasje na tyle, na ile się da, w wymiarze mikro-społecznym realizuję je – z mizernym skutkiem – działając w macierzystym oddziale ZLP. Tyle.

Na to, na co narzeka Grzegorz Trochimczuk narzekał już Kazimierz Wyka w latach 1946-1947 w cyklu swoich felietonów (odsyłam do ich zbioru pt. „Tylnym pomostem. Felietony zebrane”, Kraków 2014) i przypominał upadek popularności literatury w… latach 30 XX wieku przytaczają, że „Kwiaty Polskie” Tuwima rozeszły się w 100.000 egzemplarzy a debiutancki „Poemat o czasie zastygłym” Miłosza ledwie w nakładzie 3000. I co z tego?

„Ja” poety, każdego poety jest ważne, może najważniejsze, ale zauważcie Państwo, że pierwsza odpowiedź na tekst Trochimczuka jest w duchu: ja mam kłopoty z dystrybucją swoich książek. Kto z Was, z ręką na sercu, znał – przed tym wpisem – autora owego ja? Wszyscy chcą na afisz, czy naprawdę trzeba im pomagać? Nie sądzę.

Kategoria: